Mężczyzna mój - powinnam chyba używać skrótu TŻ, który jest soooo popular w blogosferze (heheszki) - kiedy widzi spalonego to jest szczęśliwy.
Otóż dla D nie ma innej lepszej rzeczy na świecie, od spalonego. Kiedy Twój facet może płakać, krzyczeć, rzucać talerzem i bluzgać - mój powie, że nie mogła go spotkać tego dnia lepsza rzecz.



Kiedy spalonego nie ujrzy - nie będzie zadowolony. Ba, powie to głośno i nie będzie udawał, że pasuje mu ten stan rzeczy. Nie zje obiadu i zapcha się kanapkami, albo zacznie powoli umierać z głodu, bo spalony musi być! Zwłaszcza w tym szalonym okresie Euro 2016, kiedy mecz wieczorem jest czymś normalnym.






Burger wołowy musi być spalony. Inaczej nie przełknie.

Tłumaczenie się zawsze przynosi więcej szkód, niż pożytku. Nieważne, czy tłumaczący się ma rację czy jej nie ma. Dlatego ja nie tłumaczę się nigdy, a jeśli już instynktownie zacznę - staram się szybko urwać temat i nie kontynuować.
Nieważne, czy nie zrobiłam obiadu, czy zapomniałam o spotkaniu, czy nie dodawałam postów na blogu, czy nie uczesałam włosów. Nieważne, czy mam dziś czerwone usta, a jest środek dnia, czy poszłam do kina zamiast w inne miejsce. Nieważne, czy mam na sobie adidasy czy sandały, a może top podczas iście jesiennej pogody. Nie tłumaczę się, bo nie.

Ty też się nie tłumacz!


Przecież nikogo to nie powinno obchodzić, a jeśli już sprawa dotyczy osoby trzeciej - trudno, stało się i żadne litanie tego nie zmienią, Ty zrobiłeś coś innego, niż wymagał od Ciebie świat, więc albo przybij sobie pionę za nonkonformizm, albo pluj sobie w brodę, że zawaliłeś ważną dla siebie sprawę. To Ty tworzysz swój własny świat, nie sąsiadka, ciocia Krysia, ani nawet babcia Maria. Nie tłumacz się, jeśli wiesz co robisz to nie musisz podawać powodów.


PS: Dlatego nie będę się tłumaczyć, a zapowiem, że blog zmienia tematykę na taką bliższą mojej osobowości. Biłam się z myślami od kilku miesięcy i postanowiłam pisać o tym, co mi w tej chwili serce i umysł podsuną. Jeśli będzie to luźny temat - napiszę, jeśli zapragnę polecić Wam jakiś super produkt - napiszę. Nie będę się zamykać w tematyce urodowej, bo nie lubię ram - to miejsce nie ma mnie ograniczać.

A teraz odpowiedz mi na pytanie - tłumaczysz się? :-)
Zanim zacznę, zaznaczę, że wpis nie jest pisany przy współpracy z marką. Jest w 100% moją opinią, która nie jest podparta żadnymi profitami. Zakochałam się.

Zastanawia mnie jedno - dlaczego podczas wielotygodniowego researchu w Sieci i wśród znajomych, nikt nie wspominał o firmie Silcare? Naprawdę nie zależało mi na cenie poniżej 20zł za buteleczkę, ale jeśli mogę dać mniej oznacza to, że mogę mieć więcej

Póki co jestem posiadaczką czterech kolorów hybrydy marki Silcare i po wielotygodniowych próbach wiem, że na pewno nie zmienię firmy. 

Dlaczego?

Po pierwsze jakość! Gdzieś czytałam, że lakiery są rzadkie, nie są tak gęste, jak znany wszystkim Semilac, Cosmetics Zone, czy Indigo. Jednak dla mnie, początkującej w temacie manicure hybrydowego, gęsty lakier jest przeszkodą i zalaną skórką. Przy Silcare zalana skórka to tylko kwestia robienia na szybko, kiedy uzupełniałam wieczorem z gorączką złamany paznokieć. 
Po drugie cena! W promocji w salonie w Szczecinie kupić można serię Color it za 4,50 od buteleczki. To grosze. Mało kogo na to nie stać.

Kolory są ładne, krycie normalne - druga warstwa w pełni kryje paznokcie.

Inne produkty marki


Mam efekt syrenki i to nie zachwyca. Znaczy... Jest ładnie, naprawdę ładnie, ale wciąż jest to brokat. Drobny, ale brokat. Oczekiwałam odrobinę innego efektu. Poza tym produkt jakościowo bardzo fajny.

Bazy i Topu używam z Cosmetics Zone, ale z chęcią dokupię też z Silcare, żeby zobaczyć, jak się z nimi pracuje. 

Silcare! Zyskaliście nowego, wiernego klienta. Jestem za-u-ro-czo-na! 


A Ty? Jakie masz zdanie? Zapraszam do komentowania :)


Co roku zastanawiam się, skąd ten cały Walentynkowy szum i przepychania w rozmowach prywatnych i Internetowych. Wy się lepiej, ludzie z listopada zastanówcie, ilu z Was zostało poczętych 14 lutego w przypływie komercyjnej namiętności :-)


"Bo to przecież czysta komercja!"


Serio? A co nie jest komercją? Święty w czerwonym płaszczu, z czerwonymi polikami i białą brodą? Może te tysiące zniczy wystawianych już we wrześniu  w przeróżnych wzorach i kolorach? Może te lampiony na Noc Kupały, która przecież jest nasza! Jesteśmy zalani komercją po same uszy. Topimy się w kampaniach marketingowych, a jedna napędza kolejną. Każde mniejsze, czy większe święto jest genialną okazją to zbicia odrobiny kasy na tematycznych gadżetach. Jednak, czy to jest powód, żeby z góry wylać na coś wiadro hejtu i goryczy? Dla mnie nie.

"Walę-w-tynki, bo nie mam z kim...


... jednocześnie uważam, że święto to jest beznadziejne i nie obchodzę. Jak miałem/am z kim, to obchodziłem/am, ale teraz to nie. To głupie". Nooooo, moja ukochana postawa! Jak nie mam z kim, to fuj, to brzydzą mnie zakochane pary i to w ogóle jest obleśne... śmieszne! Hipokryta przegania w argumentach hipokrytę. Bo jak to, rok czy dwa lata temu 14 lutego tuptał opatulony skowronkami i rysował serduszka na zaparowanej szybie, a teraz zapomniał? Walentynki to święto zakochanych! Jak nie masz partnera, to spędź je z ukochaną babcią, czy zabierz psa na długi spacer. Okaż komuś, że go kochasz jeszcze jeden raz, nawet jak jest tylko (a może aż) kotem w nogach łóżka :-)

"Kocha się cały rok, a nie tylko raz"


Czy 365 dni w roku to odpowiednia ilość na okazanie uczuć najbliższej osobie? Dlaczego nikt nie krytykuje rocznic, urodzin, imienin, świąt jako zbędnej okazji do okazywania sobie uczuć? Otóż dlatego, że Walentynki są na tyle kontrowersyjne, że dla zasady trzeba przyjąć postawę "nie chcę, nie lubię", bo przecież głupio tak po prostu przykleić uśmiech na twarz i nie zrzędzić. Nie można 14 lutego potraktować jako dobrej okazji do okazania bliskiej osobie tego, co czujemy? Do mówienia usłyszenia "kocham Cię" częściej, niż zawsze? Zatrzymaj się na chwilę, złap ukochaną osobę za rękę i pomyśl, co dobrego Wam się przytrafiło i róbcie co chcecie! Miłości nie wyznacza grubość portfela, ani ładna buzia. Może Walentynki to idealny czas, by coś naprawić, by wyciągnąć wnioski i zacząć od nowa? 

...


Ja upiekę suflety czekoladowe, zrobię smaczny obiad. Jak pogoda pozwoli, pojedziemy rowerami do lasu. Jak nie - będziemy zalegać w łóżku i oglądać filmy. Zatrzymamy się, bo na to nie zawsze jest czas w ciągu roku. Związek należy pielęgnować codziennie, a nie od święta, ale każde święto jest dobrą okazją do czegoś więcej, nawet jak jest to tylko jeden film więcej ; )
Słodka, walentynkowa pościel na łóżku leży od wczoraj, bo ja lubię takie rzeczy. Lubię. I lubiłam, jak byłam sama.


Bo to dobre święto jest. Co z tego, że amerykańskie. Co z tego, że słodkie i kiczowate. No co z tego? Komu to krzywdę wyrządza?

Zaznaczę, że jest to mój czwarty manicure hybrydowy w życiu, a pierwszy wykonany samodzielnie. Przez dobre dwa miesiące szukałam idealnego zestawu dla siebie. 
Po pierwsze: Zależało mi na zestawie, który jest kompletny i kiedy przyjdzie do mnie do domu nie okaże się, że zabrakło tego i tamtego i muszę domawiać kolejne elementy, a będę mogła z miejsca przystąpić do tego długo wyczekiwanego pierwszego razu :-)
Po drugie: Nie chciałam wiązać ceny z jakością, ale jak prześledziłam opinie znajomych i Internety wzdłuż i wszerz okazało się, że łatwo kupić Mega zestaw XXXXXXL za grosze, a potem korzystać jedynie z lampy.
Po trzecie: Chciałam mieć możliwość wyboru koloru lakieru hybrydowego. Co jest oczywiste.

Dlaczego hybryda?


Chcę zapuścić paznokcie nie przedłużając ich żelem. Moje naturalne próbowałam przez 3(!) lata. Trzy długie lata odżywek, wcierek, kremów, dbania, chuchania, mycia naczyń i sprzątania w rękawiczkach i.... nic! Paznokcie udało mi się zapuścić 3 razy - na hybrydzie, ale tuż po jej zdjęciu traciłam jednego za drugim. Naprawdę, ani suplementacja od środka, zdrowa dieta, nic nie pomagało na ładne, naturalne, długie paznokcie. Łamały się, rozdwajały. Każdy, nawet najdroższy lakier na najlepszej bazie trzymał mi się maksymalnie 1,5 dnia bez odprysku. Tragedia. Umordowałam się okropnie i postanowiłam zainwestować w swój zestaw.

Czemu chcę robić sama?


Bo nienawidzę terminów. Strasznie nie lubię pilnować terminów, trzymać się planów i moje życie poza pracą i uczelnią staram się zbytnio nie organizować ani dniami ani godzinami. O wizytach bym pewnie zapominała, albo odwoływała i się rozmyślała. Byłabym okropną klientką - wolałam odpuścić to sobie (i innym!) i zainwestować w swój sprzęt.

Cosmetics Zone


Trafiłam na mnóstwo opinii o marce, że jej produkty jakościowo porównywane są do znanej marki Semilac. Wahałam się kilkanaście dni przełączając kolejne zakładki w przeglądarce i zastanawiając się - Semilac czy Cosmetics Zone? Stanęło na tej marce, bo zestaw Semilaca był po pierwsze z lampą LED, a mi zależało na UV no i Semilac narzuca kolor hybrydy... a ja nie lubię, jak mi się coś narzuca.

Skład zestawu:
- lakier hybrydowy color - 15 ml (dowolny kolor z palety)
- lakier hybrydowy base - 15 ml
- lakier hybrydowy top - 15 ml
- remover - 15 ml
- oliwka kosmetyczna zapachowa 15 ml 
- cleaner - 150 ml
- aceton kosmetyczny - 150 ml
- lampa UV 36W w kolorze białym
- waciki bezpyłowe - 250 sztuk
- patyczki z drzewa pomarańczowego
- czterostronny diamentowy blok polerski
- pilniczki - banan i prosty
(skopiowane ze strony producenta)

Wrażenia i relacja


Zestaw zamówiłam tutaj: KLIK W LINK 
Kolor lakieru hybrydowego, jaki wybrałam to PST 13 Pistachio
Zamówienie złożyłam w sobotę, dziś jest wtorek i rano już dzwonił do mnie kurier, że paczka jest gotowa. Szybkość obsługi na duży + 
Rozpakowałam, sprawdziłam lampę, przygotowałam paznokcie, nałożyłam bazę, włączyłam lampę, a ona wybuchła... Wściekłam się, bo nie dość, że tyle czasu wybierałam firmę, żeby się nie zawieść, to wyszło jak zawsze. Zadzwoniłam do biura obsługi klienta i Pan zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie jakością obsługi i mam nadzieję, że to wrażenie się utrzyma i szybko dostanę swoją lampę z reklamacji :-) 
Nie poddałam się, zaczęłam szukać, kto może mi pożyczyć lampę na jeden dzień, bo przecież obiecałam notkę i produkty marki same się nie przetestują. Byłam przeokropnie ciekawa, jak to się będzie nakładało!



I od nowa, cleaner, baza, kolor, kolor, top, cleaner. To samo z drugą ręką :)

Jak wyszło?



Pozalewałam kilka skórek, ale to wina moja, a nie lakieru. Muszę to jeszcze wyczuć. Jakość produktu? Genialne pędzelki! Szerokie, dobrze wyprofilowane. Łatwo się nimi pracowało. Remover do skórek świetny, w 2 minuty pozbył się ich, jak obiecuje producent. Marka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie, prócz tej uszkodzonej lampy. Mam nadzieję, że dalsza obsługa nie wywoła u mnie niesmaku, bo naprawdę póki co mam bardzo dobre nastawienie. I ochotę na kolejne kolory (taaak, shopping to to co kocham), jeśli ten, co mam utrzyma się tak długo, jak zakładany przez osoby trzecie (daję tu pewne widełki z uwagi na to, że to mój pierwszy raz).


To co? Do następnego! Za 2 tygodnie wracam z testem noszenia hybrydy, jej ściągania oraz czy Cosmetics Zone uporało się już z reklamacją. Ja lecę pobiegać, a Ciebie zapraszam do podzielenia się w komentarzach opinią na temat lakierów hybrydowych. Enjoy! :)
Oficjalnie niedzielę ustanawiam dniem rozdań. To w niedziele odbywać się będą wszelkiego rodzaju konkursy i rozdania. Postanowione? No to do dzieła!


Z okazji 100 fanów na fanpage mojego bloga - KLIK! postanowiłam nagrodzić jedną osobę takim mini zestawem kosmetycznym, w którego wskład wchodzą:
1. Eveline, Argan Oil Sun, SPF 30
 2. BALEA, krem do rąk rumiankowy
3. Eveline, dwie maseczki do twarzy
4. Mini-szampon i mini-balsam do ciała
 które to są prezentem od mojej mamy specjalnie dla Was.
Prosto ze statku cumującego w Hamburgu :)

ZASADY KONKURSU

  1. Polub fanpage na portalu facebook - NIEMĘSKOOSOBOWA
  2. Polub i udostępnij publicznie (to bardzo ważne, aby post był publiczny) post - https://www.facebook.com/niemeskoosobowa/posts/562233607259454
  3. W komentarzu pod postem zaproś do zabawy minimum dwie osoby :)
  4. Zostaw tutaj komentarz, że wykonałeś powyższe zasady i podpisz, pod jaką nazwą na fejsie występujesz, żebym mogła sprawdzić, czy spełniasz zasady konkursu :)
  5. Zabawa trwa od dziś (24.01.15) do 31.01.2016. Wyniki ogłoszę pod tym postem 1 lutego! 
POWODZENIA!


!!!WYNIKI!!!


Wygrała Ula Siedlanowska! Gratuluję i zapraszam do kontaktu w wiadomości prywatnej :)

Na Instagramie i w Sieci króluje bardzo modna w tym sezonie siwizna na włosach. Blondynki mają lepiej, bo jest im dużo łatwiej ten odcień uzyskać, niż szatynkom, czy rudzielcom. Oczywiście, że kolor ten znajdzie tak samo wielu zwolenników, jak i przeciwników, ale kobieta zmienną jest i czasem lubi coś przekombinować w swoim wyglądzie, nawet jeśli pretekstem będzie fajne zdjęcie na insta, czy kilka pochwał w klubie. 

(źródło: Internet)

Jak tanim kosztem możesz mieć siwe włosy?


Dodam, że krótkotrwale, co dla większości jest plusem. Wystarczy Ci to, co masz w domu i jeden produkt z apteki, który kosztuje kilka złotych (w zależności od tego, w jakiej aptece kupujesz). Potrzebne Ci będą:
- szampon
- rękawiczki (gencjana bardzo brudzi)
- odżywka do włosów
- wodny roztwór fioletu gencjanowego 
(bardzo ważne, żeby to był wodny roztwór)

- woda do umycia głowy
Wystarczy, że umyjesz głowę, a do odżywki (najlepiej całej, jeśli masz włosy dłuższe niż do ramion - taka 200ml spokojnie wystarczy) dodasz kilka (!) kropel gencjany. Bardzo ważne, żeby to było kilka kropel, a nie pół buteleczki, chyba że chcesz uzyskać włosy fioletowe :-) Wmasowujesz dokładnie we włosy i zostawiasz na kilka minut (też nie za długo). Następnie spłukujesz wodą i gotowe! Ja po dokładnym spłukaniu dodaję do dużej miski z wodą 3-4 krople i taką płukanką polewam dokładnie włosy, suszę i jestem gotowa do działania. Ja skupiam się na końcówkach włosów i tam daję najwięcej mieszanki, resztę rozcieram na górze z wyczuciem, ale to dlatego, że nie lubię jednolitych odcieni.


Jak z trwałością?


Zależy od tego, jak często myjesz włosy i jak bardzo chłoną one nowe pigmenty. Mi się trzyma do 4 myć, przy czym z każdym mocno się wypłukuje. Po pierwszym razie moje włosy łapią syrenkowy, niebieski odcień, ale wystarczy umyć włosy i już są siwe. Możesz też spłukiwać włosy po myciu fioletową płukanką z gencjany, a odcień utrzyma się dużo dłużej :)

Dla kogo?


Dla blondynek - nam jest dużo łatwiej przy tego typu zabawach, bo nie musimy rozjaśniać włosów.


Co myślicie o siwiźnie tak pożądanej w ostatnim czasie?